Rano jedziemy nad Niagarę. Jest zimno. Bardzo cywilizowanie, co w tym wypadku oznacza, że się zawiedliśmy. Porównujemy wyprawę nad Niagarę do Salto Angel. Tuż przed wejściem nad Niagarę parkujemy. Kupujemy bilet do obserwatorium i asfaltową drogą w 10 minut docieramy w miejsca, gdzie czuć na twarzy mgiełkę wodospadu. Gdyby nie było po sezonie (kurka!), moglibyśmy się przepłynąć u jego stóp statkiem. Z jednej strony to fajnie, że taki cud natury mogą obejrzeć również osoby niepełnosprawne. Z drugiej jednak – 3 godziny łódką przez wezbraną rzekę, noc w lesie deszczowym na hamakach i kolejna, dwugodzinna wyprawa w górę w gorącym, wilgotnym klimacie, po śliskich kamieniach i wystających korzeniach, by w końcu móc wykąpać się u stóp tego najwyższego na świecie wodospadu. Bezcenne. I choć Niagara, jako cud natury jest naprawdę piękna, to ludzie opakowali go w koszmarne, komercyjne opakowanie.
Archiwum kategorii: Ameryka Północna
USA 2012: Nowy Jork, Waszyngton i Amisze
Polecimy, czy nie polecimy? Zostało nam 8 dni, lecimy do Nowego Jorku. NYC jest już po pierwszym huraganie – Sandy zwany też Frankensztormem, bo kilka mniejszych złączyło się w jeden, duży huragan. Wtedy cieszyliśmy się, że zaczynamy od Chicago a kończymy w NYC, bo wiedzieliśmy, że już będzie po wszystkim na koniec. Mieliśmy oczywiście obawy, że nie zobaczymy Nowego Jorku w pełnej okazałości, bo skutki huraganów i powodzi mogą tutaj być naprawiane znacznie dłużej, ale przynajmniej nie odwołają naszego lotu do USA, co się stało na przykład w przypadku naszej znajomej, która leciała 2 dni przed nami, ale do NYC.
Jakie było nasze zdziwienie, gdy zaczęły do nas docierać informacje o drugim huraganie i odwołanych lotach. A na stronie American Airlines cisza i ani słowa o odwołaniu lotów. Do ostatniej chwili nie byliśmy pewni, czy uda nam się polecieć. Czytaj więcej »
USA 2012: Floryda
Klimat Miami zdecydowanie bardziej mi odpowiada. Był już wieczór i dojechaliśmy do South Beach autobusem nr 150. Tam trochę się naszukaliśmy, ale trafiliśmy na całkiem przyzwoity hotelik: Harrisson’s. Tyle, że zepsuła im się maszynka do kluczy (kart) i recepcjonistka oznajmiła, że będzie nas za każdym razem wpuszczać.
Zostawiliśmy bagaże i poszliśmy poszukać czegoś do jedzenia. Nieopodal była włoska restauracja ze smaczną, włoską pizzą. Później ruszyliśmy na misję spalanie pizzy i tak doszliśmy aż do North Beach. Klimat Miami Beach jest typowo… turystyczny, a do tego wreszcie typowe amerykańskie samochody – było co oglądać! Czytaj więcej »
USA 2012: Chicago
Wyjazd? Nic nowego. 3 godziny do lotu. Podobno trzeba być 3 godziny wcześniej jak się leci do Stanów. Pan taksówkarz ewidentnie nie czuje tej presji. Nucę sobie pod nosem coś, żeby się uspokoić. Jeszcze musimy podjechać do banku wypłacić dolary. Pakowaliśmy się do 7 rano, spaliśmy 4 godziny. Walizki kupiliśmy tuż przed zamknięciem o 22, bo wcześniej pracowałam.
W banku były jakieś głupie problemy, ale tego nie wiedziałam, bo Paweł wisiał na telefonie z obsługą klienta, a ja siedziałam w taksówce z bagażami. Zdążymy czy nie zdążymy? Pewnie zdążymy, ale jeden terminal nieczynny i … dlaczego tam trzeba być tak wcześnie, do cholery? Czytaj więcej »